Wspomnienia z listopadowego rejsu 2013 w Grecji z dwumiesięcznym Stasiem
Staś miał dokładnie 2 miesiące i 3 dni kiedy pierwszy raz leciał samolotem.
Tego samego dnia został zaokrętowany na jacht typu Cyclades 50.5 w Marinie Kalamaki w Atenach. Żeglowaliśmy 10 dni po akwenie Zatoki Sarońskiej i Cykladach.
Przepłynęliśmy 270 Mm w czasie 54h, z czego 44h pod żaglami.
Nasza trasa: Kalamaki (Ateny) – Aigina (Aigina) – Epidavros – Poros – Adhamas (Milos) – Phyrophotamos Bay (Milos) – Loutra (Kithnos) – Merikha (Kithnos) – Kalamaki (Ateny). Żeglowaliśmy w sumie w cztery osoby (ja, mąż Kris, nasz przyjaciel Marek i Stasiu)…
Rejs udał się wyśmienicie!
I choć wszyscy się łapali za głowę, że chcemy płynąć w rejs z tak małym dzieckiem i do tego w listopadzie – my się tylko utwierdziliśmy w przekonaniu, iż pływanie pod żaglami z niemowlakami (nawet dwumiesięcznymi) to rewelacyjny sposób spędzenia wolnego czasu i dla dzieci i dla ich rodziców.
Stasiu nasz wrócił z rejsu zdrowszy i bardziej uśmiechnięty, a rodzice w końcu pożeglowali po utęsknionym morzu, na którym ostatni raz byli kilka dobrych miesięcy wcześniej…
Wszystko da radę połączyć! Wystarczą dobre chęci, pozytywne nastawienie i odpowiednia organizacja.
Mając do tego w perspektywie roczny urlop macierzyński – warto wykorzystać go na przyjemnościach bez porównania atrakcyjniejszych, niż siedzenie w domu. Młode mamy, które przed urodzeniem dziecka pracowały i aktywnie spędzały każdą wolna chwilę doskonale wiedzą, o czym mówię.
Postanowiłam przybliżyć temat niedowiarkom i zaniepokojonym rodzicom, rozwiać wszelkie wątpliwości…
Ciąża i oczekiwanie na rejs
Tych kilka miesięcy w czasie ciąży bez żeglowania były jednymi z najdłuższych jakie pamiętam. Od trzeciego miesiąca ciąży już nie prowadziłam rejsów, choć ciągnęło mnie na morze okropnie. Mąż zabierał mnie na spacery do portów w Gdyni, Gdańsku i Górkach Zachodnich co kilka dni, robiliśmy wycieczki na Hel, do Władysławowa, do Pucka, raz pojechaliśmy promem do Karlskrony, polecieliśmy też do La Rochelle i zwiedziliśmy Sables d’Olone, Saint Jean de Monts, port w La Rochelle.. Ostatecznie przeprowadziliśmy się nad morze Świat kręcił się wciąż wokół żagli, choć w innym wymiarze tym razem…
Był jednak czas na przemyślenia, refleksje, wyciągnięcie wniosków z poprzednich rejsów z rodzicami i ich maluchami i przygotowanie się do rejsu z własnym dzieckiem. Dyskutowaliśmy o tym kilkakrotnie z położną na szkole rodzenia i pielęgniarkami i wszystkim pomysł żeglowania z niemowlakami bardzo się podobał.
Co warto wiedzieć?
- Choroba morska a karmienie
Trzeba wiedzieć, iż kilkumiesięczne dzieci w ogóle nie mają choroby morskiej. Brak rozwiniętego błędnika sprawia, iż dziecko świetnie znosi zafalowanie i bardzo dobrze czuje się pod pokładem . Można je karmić w trakcie żeglugi, przebierać, bawić się…. W przypadku matek, których choroba morska nie opuszcza – dziecko należy ubrać cieplej i nakarmić na pokładzie, można też stanąć jachtem w dryf, zmienić kurs względem wiatru na korzystniejszy, czy stanąć na kotwicy. W przypadku matek karmiących mlekiem modyfikowanym również nie ma żadnego problemu. Wszystkie morskie jachty czarterowe wyposażone są w kuchenki na kardanie, piekarnik, butle gazowe, a więc podgrzanie wody i rozrobienie mleka to chwila moment.
U nas problemu w ogóle nie było.. Karmiliśmy Stasia na pokładzie w trakcie żeglugi i pod pokładem, nawet jak wiało 7B. Trzeba było się tylko przyzwyczaić do nowych warunków i znaleźć swoje miejsca do karmienia. W trakcie żeglugi, płynąc ostro do wiatru, a więc przy większych przechyłach – było nam najwygodniej (poza stacjonarnymi posiłkami). Można się wtedy dobrze „zaształować” – zaprzeć o drugi koniec stołu, a do większej wygody warto wykorzystać poduszki i koce, których jest zawsze pod dostatkiem.
Nic nie może się też równać z przyjemnością karmienia dziecka na pokładzie jachtu stojącego w porcie, czy na kotwicy, w słoneczku, przy lekkim wiaterku, w ciszy i spokoju.. Śniadanie w przepięknej zatoczce Phyropothamos Bay na Milos na długo pozostanie nam w pamięci…
- Karmienie, a wachty nawigacyjne
Płynąc z niemowlakami musimy liczyć się z tym, iż pory karmienia tak naprawdę wyznaczają rytm żeglugi.
Nasz Stasiu karmiony był mniej więcej co 3 godziny. Wachty musieliśmy tak ułożyć , aby nawigacja i moje sterowanie wypadały w czasie snu dziecka. Kiedy chcieliśmy wypłynąć w nocy, czekaliśmy na zakończenie nocnego karmienia. Staś pięknie zasypiał, a my ruszaliśmy w drogę.
Oczywiście zdarzały się sytuacje, że budził się wcześniej, czy później. Dlatego wachty ustalaliśmy na bieżąco, w zależności od planowanego dystansu i warunków pogodowych. Podzieleni byliśmy na wachty jednoosobowe przy długich przelotach, ale przy kilkugodzinnej żegludze i tak wszyscy siedzieliśmy razem na deku, a przynajmniej dwójka z nas.
Podobnie wejścia do portów uzależnialiśmy od Stasia. Przy czteroosobowej załodze i na 50-stopowym jachcie każda para rąk jest mile widziana podczas manewrów portowych. Stąd często czekaliśmy, aż dziecko zaśnie i dopiero wtedy wchodziliśmy do portu. Pracujący silnik zupełnie nie przeszkadzał. Czasem nie było czasu czekać, wtedy „ształowaliśmy” Stasia na dole w gondoli lub na Baby-Bjornie, a kiedy sytuacja manewrowo była już opanowana, można było zejść do dziecka. Lepiej byłoby przy liczebniejszej załodze, wtedy jedna osoba wciąż czuwa przy Małym, ale i tak świetnie dawaliśmy sobie radę.
- Bujanie i kołysanie
Nie ma nic przyjemniejszego dla kilkumiesięcznego maleństwa, jak poczuć się znów jak u mamy w brzuchu . Spędził tam całkiem niedawno aż 9 miesięcy, a jacht to nic innego, jak taka większa kołyska. Dzieci to uwielbiają!
Nasz Stasiu był zachwycony. Im bardziej bujało, tym bardziej mu się podobało. Doskonale sprawdził nam się wspomniany Baby-Bjorn. Bujak ten sam bujał się na fali. „Ształowaliśmy” go ze Stasiem w mesie i czasem tez na pokładzie w kokpicie. Kołyszący się jacht, samoczynne bujanie, dźwięk opływającej wody o kadłub, wiatru grającego na wantach – to wszystko wprawiało młodego w melancholijny nastrój. Jadł, spał, oglądał morze, bawił się zabawkami i wydawał się przeszczęśliwy.
Strzałem w dziesiątkę okazało się wywieszenie niedoschniętych wypranych ciuszków Stasia w mesie. Najpierw schły na relingu (niecodzienny widok powiewających malutkich rzeczy na relingu 50-stopowego jachtu ), potem już na rozwieszonym krawacie w środku. Rzeczy kołysały się w mesie wraz z płynącym jachtem i to była super zabawa!
- Jak się spakować?
O pakowaniu doświadczonych załogantów nie ma co się rozpisywać. Poza podstawowymi rejsowymi rzeczami trzeba było pamiętać o sztormiakach i czapkach zimowych, które w rezultacie w ogóle się nie przydały. Mieliśmy super pogodę, temperaturę +20°C i więcej, słońce, wiatr.. – wymarzona żeglarska pogoda. Był to jednak listopad i mogło być już różnie. Trzeba być zawsze przygotowanym.
Z najmłodszym załogantem było najtrudniej. Na początku chcieliśmy wziąć tyle ciuszków, aby nie trzeba było ich w ogóle prać. Okazało się jednak, iż musielibyśmy wówczas wykupić kolejny bagaż na samolot Poza tym czasami trzeba było przebierać Malucha kilka razy na dobę, a więc bez prania tak czy inaczej nie obyło się. Zresztą to żaden problem wziąć jednorazowe opakowanie specjalnego proszku do prania dla niemowlaków, a pralka wszędzie się znajdzie. Nam użyczyła jej zaprzyjaźniona Lidia z Milos, za co bardzo dziękujemy!
Poza bodziakami z krótkim i z długim rękawkiem, sweterkami, czapeczkami, spodenkami, skarpetkami, bluzami itp. – bardzo przydały nam się kombinezony. W środku jachtu było ciepło, ale jak chcieliśmy wyciągnąć Stasia do kokpitu, gdzie było zdecydowanie chłodniej i wietrzniej (w trakcie żeglugi), mieliśmy kilka różnej grubości przeciwwiatrowych kombinezonów.
O bujaczku Baby-Bjorn już wspominałam, świetna sprawa, polecamy! W nim spędzał Stasiu sporo czasu. Ale gdy tylko zasypiał, przekładaliśmy go do gondoli, zaształowanej w mesie. W niej też nocował. Nie chcieliśmy przyzwyczajać malca do spania z nami w kabinie. W domu śpi osobno, to dlaczego na jachcie ma być inaczej? Najważniejsze, że było mu ciepło i wygodnie, a kiedy zgłodniał – mama uczulona na dźwięki swojego dziecka, szybko wstawała i karmiła małego głodomora.
Wiązana chusta do noszenia niemowlaków wykorzystywana była do poruszania się po pokładzie i pokazywania maluchowi delfinów, do pracy przy żaglach przy spokojnej żegludze i podczas spacerów.
Materiałowy wieszak z kieszonkami przydał się na podręczne kosmetyki i pieluchy. Bujał się razem z jachtem, wisiał na drzwiach od kabiny i spełniał swoje zadanie przy przewijaniu.
Wanienkę do kąpieli kupiliśmy za 3 euro na miejscu. Nie warto było targać jej ze sobą. Można też kąpać niemowlaka bezpośrednio pod kranem, są różne szkoły. Trzeba tylko zadbać o odpowiednią temperaturę powietrza.
W sezonie nie ma takiego problemu, jest ciepło, ale w listopadzie – temperatura wieczorami czasami spadała do 16-18C. Z tego też względu wyczarterowaliśmy jacht z generatorem i ogrzewaniem. Nagrzanie mesy do kąpieli na jachcie to kilka minut. Czasami dogrzewaliśmy nocami, nawet, gdy nie było podłączenia do prądu z kei. A więc wybór rodzaju i wyposażenia jachtu, na który chcemy zabrać naszego malucha – to poważna sprawa.
Grunt, to odpowiednia organizacja!
Kosmetyki, lekarstwa zajmowały sporą część bagażu. Nigdy nie wiadomo co się przyda.
Tuż przed wyjazdem skonsultowaliśmy się z naszym lekarzem, który doradził co warto wziąć – na gorączkę, kaszel, jakie witaminy, kremy przeciwsłoneczne, na odparzenia, kropelki do nosa itd. Choć w aptekach w Grecji czy w innym kraju takie rzeczy też są, to jednak dominują inne firmy, inne nazwy, ulotki opisane są w obcym języku, coś można przeoczyć, źle zinterpretować…
Nasz Stasiu przyjechał na rejs z lekkim katarkiem, który po 2 dniach całkowicie zniknął.
Warto przypomnieć, iż na morzu – nie ma zarazków. Jest się z dala od cywilizacji, z dala od wirusów, na świeżym i zdrowym powietrzu. Klimat żagli sprzyja niemowlakom całkowicie!
W sprawach bezpieczeństwa trzeba pamiętać o szelkach i pasach ratunkowych, których w większości jachtów czarterowych nie ma w rozmiarach pasujących dla naszych dzieciaczków. Bezpieczeństwo zawsze jest najważniejsze!
Nasz Stasiu był jeszcze za malutki na raczkowanie czy czworakowanie, a pontonem w sumie nie pływaliśmy, więc szelki czy pasy nie przydały się. Niebawem ruszamy jednak w kolejny rejs i dla 6,5 miesięcznego już Stasia zabezpieczenie ratunkowe zabieramy ze sobą bezdyskusyjnie!
- Przelot
Na lotniskach wszędzie już znajdziemy odosobnione pomieszczenia dla matek z dziećmi, a w samolotach – toalety z przebierakami. W ogóle nie należy martwic się, czy będzie gdzie i jak zmienić pieluchę naszemu dziecku. Wózek oddajemy dopiero przed samym wejściem do samolotu, który obsługa chowa jako bagaż specjalny.
W samolocie, tuż przed startem, przypina się dziecko specjalnym paskiem do pasa matki czy ojca, a dziecko leży bądź siedzi nam na kolanach. Warto przyłożyć niemowlę do piersi lub dać butelkę na czas wznoszenia się samolotu i potem opadania, aby nie odczuwało zmian ciśnienia.
Oczywiście przejmowaliśmy się strasznie, ale Stasiu był bardzo dzielny. Pierwszy lot w życiu przebiegł beż żadnych niespodzianek, byliśmy bardzo dumni.
Dlaczego warto?
Żeglarstwo ogólnie jest wspaniałą formą spędzania wolnego czasu dla osób w każdym wieku.
W przypadku rejsów z niemowlakami zarówno rodzice, jak i najmłodsi wynoszą z niego same korzyści. Zmęczone i znużone codziennością matki zmieniają w końcu otoczenie. Zapracowani ojcowie mają czas dla dzieci i żony. Wszyscy są razem non stop, 24h na dobę. Okoliczności przyrody – piękne, do tego żagle, wiatr, słońce, jacht, pyszne jedzenie… Cóż więcej trzeba?
Nasz Stasiu ani razu nie zapłakał. Dzielnie przetrwał podróż samolotem, jak i cały rejs. Nie miał choroby morskiej, a im bardziej bujało, tym bardziej mu się podobało. Jednego dnia żeglowaliśmy, drugiego dnia staliśmy w porcie i spacerowaliśmy. Nie chcieliśmy go mocno forsować żeglarsko jak na pierwszy raz i to był bardzo dobry pomysł.
Z tawernianym greckim jedzeniem na początku trochę uważaliśmy ze względu na Stasia karmionego piersią. Owoce morza okazały się bezpieczne, a mama była przeszczęśliwa.
Co chwilę spotykaliśmy też znajomych na poszczególnych wyspach i do wszystkich się Staś uśmiechał. Zmiana otoczenia i nowe twarze również pozytywnie wpływają na kształtowanie świadomości i dobrych nawyków naszej pociechy.
Książeczka żeglarska dla Stasia została wyrobiona, pierwszy rejs morski wpisany, opinia wystawiona. Wróciliśmy wypoczęci i bardzo zadowoleni. Tego rejsu wszystkim nam było trzeba!
Jak się zapisać?
Zamierzamy rozpowszechniać żeglowanie z niemowlakami. Zapraszamy na rejsy do Grecji, Chorwacji, Włoch i Hiszpanii, na Karaiby i jeszcze dalej….
Wszelkie informacje znajdują się na stronie na naszej www.talar-jachting.pl
Żeglowanie z niemowlakami jest jeszcze słabo rozpowszechnione wśród polskich żeglarzy. Boimy się – zupełnie niepotrzebnie, a prawda jest taka, że im mniejsze jest dziecko, tym łatwiej je ogarnąć na jachcie. Schody zaczynają się, gdy dziecko zaczyna raczkować, przewracać się i w końcu chodzić, ale o tym napiszemy kolejnym razem.
Z żeglarskimi pozdrowieniami
Małgorzata Talar – Rybicka